Witajcie po długiej przerwie ;)
Wbrew pozorom:
- NIE utopiłam się w morzu
- NIE zaginęłam w drodze do domu
- NIE porwali mnie terroryści/amisze/cyganie/kosmici
- NIE uwiozła mnie w siną dal złowieszcza Czarna Wołga
- Nie zjedli mnie ludożerczy tubylcy ani tambylcy
- NIE zabiłam nikogo, czego skutkiem
- NIE poszłam siedzieć
- NIE zwariowałam (choć zdania są podzielone)
- NIE umarłam
- NIE wyprowadziłam się na pustynię Gobi, by wieść życie pustelnicze spokojem tchnące
- NIE wyrzekłam się komputera
- NIE odcięli mi Internetu (choć próbowali)
Zwyczajnie ugięłam się pod ciężarem okoliczności, ale już mi lepiej. Po pierwsze primo znalazłam pracę (!) Tak! Może i nie myślałam akurat o TAKIM zajęciu, ale - zważywszy na panującą rzeczywistość – jawi mi się ono niczym światełko w tunelu. Dziś zaczęłam szkolenie, jak dobrze pójdzie od Grudnia znów zacznę być wypłacalna. I ruszyło się wszystko razem z tą pracą. Znów mam tak zwanego pałera. Znów chce mi się wstawać z łóżka i spotykać z ludźmi (nie śmiać mi się tam), w tydzień pozałatwiałam to, co odłogiem leżało przez ostatnie pół roku. Z przyjemnością wdycham co rano jesień pachnącą mgłą, butwiejącymi liśćmi i palonymi chwastami. Znów solę nutellę, żeby wyraźniej czuć smak czekolady. Znów przynoszę do domu październik poupychany w kieszeniach – kasztany, żołędzie, orzechy i jarzębinę. Znów kocham się w Marcinkach. A w czubkach moich glanów idzie się przejrzeć.
Wróciłam ;)
I bujajcie się wszyscy, którzy mówiliście, że nie dam rady ha!
Dla Tych, którzy trzymali kciuki, wierzyli, pomagali, a nawet negocjowali z „Górą” mój sukces ogromny buziak. Dla Was moje ogrodowe piękności. I Bazylia, która fenomenalnym kotem jest (i nauczyła się spać na brzuchu mym tak, że obie mruczymy).
Dla wszystkich zaś zajawka moich kraftowych poczynań, o których więcej w kolejnym poście na dniach.
Wbrew pozorom:
- NIE utopiłam się w morzu
- NIE zaginęłam w drodze do domu
- NIE porwali mnie terroryści/amisze/cyganie/kosmici
- NIE uwiozła mnie w siną dal złowieszcza Czarna Wołga
- Nie zjedli mnie ludożerczy tubylcy ani tambylcy
- NIE zabiłam nikogo, czego skutkiem
- NIE poszłam siedzieć
- NIE zwariowałam (choć zdania są podzielone)
- NIE umarłam
- NIE wyprowadziłam się na pustynię Gobi, by wieść życie pustelnicze spokojem tchnące
- NIE wyrzekłam się komputera
- NIE odcięli mi Internetu (choć próbowali)
Zwyczajnie ugięłam się pod ciężarem okoliczności, ale już mi lepiej. Po pierwsze primo znalazłam pracę (!) Tak! Może i nie myślałam akurat o TAKIM zajęciu, ale - zważywszy na panującą rzeczywistość – jawi mi się ono niczym światełko w tunelu. Dziś zaczęłam szkolenie, jak dobrze pójdzie od Grudnia znów zacznę być wypłacalna. I ruszyło się wszystko razem z tą pracą. Znów mam tak zwanego pałera. Znów chce mi się wstawać z łóżka i spotykać z ludźmi (nie śmiać mi się tam), w tydzień pozałatwiałam to, co odłogiem leżało przez ostatnie pół roku. Z przyjemnością wdycham co rano jesień pachnącą mgłą, butwiejącymi liśćmi i palonymi chwastami. Znów solę nutellę, żeby wyraźniej czuć smak czekolady. Znów przynoszę do domu październik poupychany w kieszeniach – kasztany, żołędzie, orzechy i jarzębinę. Znów kocham się w Marcinkach. A w czubkach moich glanów idzie się przejrzeć.
Wróciłam ;)
I bujajcie się wszyscy, którzy mówiliście, że nie dam rady ha!
Dla Tych, którzy trzymali kciuki, wierzyli, pomagali, a nawet negocjowali z „Górą” mój sukces ogromny buziak. Dla Was moje ogrodowe piękności. I Bazylia, która fenomenalnym kotem jest (i nauczyła się spać na brzuchu mym tak, że obie mruczymy).
Dla wszystkich zaś zajawka moich kraftowych poczynań, o których więcej w kolejnym poście na dniach.
Do zobaczenia!
No i kapitale wieści przynosisz :) Trzymam kciuki za dalsze powodzenia i podrap Bazylkę za uszkiem ode mnie. Buziaki i uściski przesyłam.
OdpowiedzUsuńJa na szczęście bujać się nie muszę bo wierzyłam i wiedziałam, że Ci się uda;) Bardzo się cieszę, że wreszcie zawodowo zaczyna Ci się układać. Bazylię proszę podrapać za uszkiem:) A te nóżki zapowiadają się smakowicie;)
OdpowiedzUsuńNo i genialnie!!! Gratuluję i oby tak dalej! :-))) A kot - jak to kot, jest bardzo urokliwy (ostatnio choruję na kota, jakkolwiek to brzmi, hihi)...
OdpowiedzUsuń