sobota, 30 lipca 2011

Otrzymane dobra

Hejeczka!



Pogoda nas nie rozpieszcza. Mój termometr za oknem - idiota - pokazał dziś rano 11 stopni. Myślałby kto, że mamy końcówkę lipca, psia jego mać!
Brakuje mi słońca. Brakuje mi endorfin! A jako, że ostatnio dyskryminuję czekoladę, a chłop znów w delegacji, nie mogę ich przyswoić w żaden sposób. Tak. Zgadliście. Pracy nadal brak! Nic tylko usiąść i płakać. Moja N twierdzi, że płakać też nie warto, bo makijaż się rozmazuje. Niby nie malowałam się już czas jakiś, ale wyobraźnie mam bujną i potrafiłabym wyobrazić sobie swoja twarz w takim spłyniętym mejkapie, co działa równie skutecznie jak jego posiadanie. Nie płaczę tak więc. Jestem dzielna.

A przyjemnostki zdarzają się. Tyle Wam powiem. Ot. Dzisiaj na ten przykład spotkałam się z Krysią z Wiecznego Planowania, na odbiór wygranych słodkości i interpersonalną, dwuosobową kocią wymiankę.
Krysia okazała się być przemiłą osobą i ubolewam, że widziałyśmy się tylko w przelocie, bo zdecydowanie lepsza byłaby kawunia i ploty (nie pijam kawuni poza plotami, hum, osobliwe).

Dostałam od niej takie cudowności:

Ola oddała się w moje ręce z wdziękiem i gracją.



Jest przecudna. Adoruję kapciuszki!




A to już zamówiony poduszkowiec. Kot w tonacji Emo, na którym nie miało być (i nie ma, ha!) ani grama koloru różowego. No sami powiedzcie, czyż nie piękny?




I dżemik, którego nie sfotografowałam, ale naczęłam :) Pyszny.

Ja dla Krysi przygotowałam natomiast filcowego kota:



Wiem, nieco mało koci jest, bo uszy za okrągłe, ale doszłam do tego dopiero oglądając zdjęcia, jak już kot był wydany, brak słów.

Haftowaną krzyżykami zakładkę w zleconych kolorach.



Oraz zestaw biżuteryjny złożony z kolczyków i bransoletki, w barwach jak wyżej.



Całość prezentowała się tak.



Bardzo się cieszę, bo i zyskałam cudne rzeczy i kolejną przesympatyczną osobę poznałam. Buziolki Krysiu :*

Za kilka dni nowy post, bo otrzymałam krytykę, że piszę za rzadko i za długo. A, że to konstruktywna krytyka, przychylę się.

Buziole. Do zobaczenia!

3 komentarze:

  1. Wystarczy powiedzieć , że ten kot przeszedł transformacje w mysz, i po sprawie. Takie rzeczy się zdarzają:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Któż to Ci zarzucił za długie pisanie??? Jak dla mnie możesz pisać i pisać, bo czytam Cię z wielką przyjemnością, o czym wiesz z resztą :-) A że mogłabyś częściej, to insza inszość ;-)
    I nie powiem na kawę (przeze mnie pijaną tonami od rana do wieczora) z miłą chęcią bym z Tobą gdzieś przycupnęła i myślę, że następnym razem uda się taki czas zorganizować, nawet jeśli to faktycznie dopiero za rok wypadnie :-)
    No i prezenciory od Ciebie wciąż mnie zachwycają i nie mogę się nadziwić, że tyle pracy włożyłaś w to by mi coś przygotować!! Kociaczek został w pełni zaakceptowany przez wszystkich moich domowników (z córrą na czele), więc nie masz co sobie duperelami głowy zawracać, zakładką wciąż wszyscy zachwyceni (a ja tym sposobem zostałam przymuszona do zmiany miejsca czytania, bo z taką zakładką przesiadywać w kibelku po prostu nie wypada)! No i dumam nad jakąś imprezką coby się w Twą biżuterię przyodziać :-)
    Siem rozpisałam....
    Pozdrawiam baaaaardzo serdecznie w końcu z własnego końca świata ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ten kotek może za długo w mysią dziurkę zaglądał i upodobnił się do widzianego otoczenia;))) Zakładka jest debeściarska. I wzór i kolory. Zazdroszczę nowej właścicielce;)Jak dla mnie to pisz i pisz. Lubię do Ciebie zaglądać nawet jak czasami los Ci płata figle. Może dlatego, że z każdego posta bije jakiś optymizm nawet kiedy jest trudno:))) Trzymam kciuki za znalezienie pracy.

    OdpowiedzUsuń