Dzisiaj mamusiowa konisia, zielone włoski i urocze portki w różową krateczkę - niby spodnie, a jednak dziewczynka, mówcie co chcecie.
Jak dla mnie urocza.
A teraz odnośnie tytułu - moja osobista porażka. Heh. Czasami niestety jest tak, że wyobraźnia wygalopuje jak dzika gdzieś do przodu, a zmysł estetyczny i zdolności manualne dostają zadyszki gdzieś po kilku metrach i mogą jej ewentualnie smętnie pomachać na pożegnanie. Tak było tym razem. Wymarzyłam sobie i wyimaginowałam smoka - coś pomiędzy bajkowym ognioziejem a pterodaktylem - z trójkątnym dziobem, zębatymi skrzydłami i charakterystycznym "grzebieniem" na głowie. Zamysł był piękny. Wyszło... No właśnie. Wyszedł Manfred:
a) tapira
b) mrówkojada (!)
c) skrzyżowania osła, słonia i nietoperza...
Ale ja go i tak uwielbiam. Siedzi sobie na półeczce kraftowej między Olą a Kotaniołkiem i wygląda um... sympatycznie...
A na koniec moje koty dzielnie asystujące przy sesji zdjęciowej...
Diabelska strona Bazylii :P Przyznajcie, że wygląda jak prawdziwy kot wiedźmy :P
A teraz to już nie wiem kiedy. Buziole :***
Manfred jest świetny :) a koty mrrrr uwielbiam...
OdpowiedzUsuńbardzo oryginalny smok :D
OdpowiedzUsuńKoninka jest śliczna. I taka zieloniutka. Maniek, kimkolwiek jest pyszczydło ma czadowe:) Ale nie będę ukrywać, że te dwa potwory z ostatnich zdjęć są najładniejsze:)))
OdpowiedzUsuń:)) Całkiem ciekawy ten Manfred:))
OdpowiedzUsuńKoniczkowa mamuśka super, zaś Manfred wyjątkowy i niepowtarzalny okaz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:)