Hej!
Zasiedziałam się w Poznaniu z racji obowiązków służbowych PrawieMęża, nie przystosowałam się do dłuższego pobytu w rodzinności: nie mam aparatu, ładowarki do telefonu, moich ukochanych butów ani przyrządów krafterskich :/ Od przedchwili nie mam też przy sobie PrawieMęża, który wracać do Żarowa musiał dzisiaj - jestem średnio szczęśliwa. Mam za to rodziców, KOTA, babcię (o zgrozo) i komputer nie będący zabawką reklamową. Cóż... trzeba się przystosować, w końcu jak się nie ma co się lubi... Dzisiaj będzie misz-masz.
Po pierwsze primo: wygrałam Candy u Niesławy z Domu Prawie Moich Marzeń:
Zawieszki serduszka szt.2, świeczki szt. 4 i piękne, filcowe, jesienne korale:
Dziękuję, Kochana, piękne są już mam upatrzone dla zawieszek miejsce, pochwalę się :*
Po drugie primo: biorę udział w Candy u Kaprysi z Kapryśnika
To jest cukieras:
Zadaniem było przybliżenie swojej ulicy (rys historyczny nazwy). Hum, no to tak: moim fyrtlem (Poznaniacy wiedzą co to, jak ktoś nie wie to sobie sprawdzi) jest Wilda, a ściślej mówiąc ulica 28 Czerwca 1956r. Nazwa jest historyczna - 28 Czerwca 1956r miało bowiem w Poznaniu miejsce krwawo stłumione powstanie robotnicze, kiedy to ludzie wyszli na ulice żądając chleba i godziwych warunków życia. Powstanie rozpoczęło się w Zakładach Produkcyjnych Hipolita Cegielskiego ( w owych czasach noszących miano Stalina) i ruszyło ulicą Dzierżyńskiego (dzisiaj 28 Czerwca 1956r właśnie)do centrum. Przeciw cywilom wysłano służby zbrojne. Reszta jest niechlubną niestety historią. Poniżej kilka zdjęć z demonstracji, oraz pomnik upamiętniający zajście. (Wszystkie zdjęcia w tym akapicie zostały wyłowione z internetu i nie mam do nich praw autorskich, jeżeli autor czuje się w jakikolwiek sposób niekomfortowo wobec mojego użycia tychże zdjęć proszę o kontakt - usunę).
Nie wiem jak Wy, ale ja czasami czuję wstyd za odmęty polskich wydarzeń historycznych. Dumę, ale i wstyd. Ehhhh. No, będzie smęcenia...
Po trzecie primo: pozbawiona narzędzi crafterskich dekupażowych i filcowych (zostały w Żarowie) wzięłam się za robótki tyleż absorbujące, co niewymagające specjalistycznych narzędzi. Haftuję mianowicie. Krzyżykami. W mojej kochanej Rodzicielce, zapalonej hafciarce początkowo wzbudzałam śmiech (od dzieciństwa brałam się za haft milion razy i zawsze rzucałam w diabły), ale efekty okazały się miłe matczynemu sercu i zyskałam wsparcie (muliną) i wszelkie błogosławieństwo. A oto owoce (pierwsze, niedokończone i nie ostatnie):
A tu z bliska:
A żeby zakończyć czymś ładnym, poniżej Kacperek w kociej odmianie jogi:
Bardzo fajne te amorki i kolorystyka bardzo "moja" :)
OdpowiedzUsuńKot - przefajny!
Och słodkie amorki:)Urocze:))
OdpowiedzUsuńCiepło pozdrawiam!
Śliczne Amorki! Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFajna pozycja spania.Znam to z własnych obserwacji moich kotów.
OdpowiedzUsuńDziękuję za wyjaśnienie sprawy z filcowaniem i za linka. Mimo wszystko wydaje mi sie ta metoda dość skomplikowana.
OdpowiedzUsuńNazwa WILDA - kojarzy mi sie przede wszystkim z Jeżycjada, gdzies się tam ta nazwa pojawia,... prawda?
Zdrówka i szczęśliwego powrotu na wieś.
Gratuluję wygranej w candy. Haftowane amorki urocze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Alina
Na co dzień podglądam psią odmianę jogi ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i dziękuje za miłe słowa pozostawione na moim blogu.