środa, 15 lutego 2012

Kajam się (Po raz kolejny - oby ostatni)

Wiecie, nie mam bladego pojęcia gdzie podziały się ostatnie dwa miesiące. No, motyla noga, tyle co były święta, choinka, prezenty, Sylwestry, a tu mnie wczoraj Walentynki zaskoczyły niemalże na śmierć. czuję się okradziona z czasu. I kto mi odda te dwa miesiące?
Nie było mnie z różnych przyczyn. Randomalnie nie posiadałam bowiem: zdrowia, komputera, czasu, natchnienia i internetu. Nie żebym zgromadziła je w komplecie w tymże momencie, ale okoliczność jest niby sprzyjająca więc krotki pościk na początek serii.
Zacznę (wiem, głupio tak po czasie) od prezentów świątecznych. Dostałam mnóstwo całe ślicznych rzeczy, ale pochwalę się tylko kilkoma.  

A) Dostałam samochód. Od PrawieMęża. Wiem, też się zdziwiłam. Ale cieszę się ogromnie. Przeogromnie. Oto on. Oto mój Czerwony Strzałek. Ukochany.



Wiem, zdjęcie kiepskie, ale innego póki co nie posiadam. No powiedzcie, czyż nie śliczny?

B) Kotaniołek, uszyty specjalnie dla mnie przez Niewiadomoco. Uwielbiam takie ręcznie robione prezenty, widać, że ktoś włożył w nie kupę serca. Tu z przodu:


A tu włochate skrzydełka przcudnej urody.



C) Ślimak wysysający mózg :D Jeżeli ktoś zna "Futuramę" wie o co chodzi. Podobnego mam na głowie na awatarze u góry strony.


Ślimaczysko udziergała dla mnie Miszelka z Miszelkowego Schowka, z którą po świętach spędziłam urocze, kreatywne popołudnie. Były zakupy, herbatka, wegetariańskie zapiekanki i robótki ręczne, w postaci osiołka, którego szyłyśmy, by przekonać Michelle do tildowych maskotek.

Dalszy ciąg jutro. Obiecuję.
Buziole.


3 komentarze:

  1. ano gdzieś się zapodziałaś ;) super prezenty...Czerwony Strzałek - fajna nazwa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Prezenty obłędne:) A zapiekanki wegetariańskiej też bym zjadła. Gdzie ten OBIECANY ciąg dalszy?
    Chciałam jeszcze ładnie i uprzejmie poprosić o usunięcie tej weryfikacji obrazkowej. Nie wiem kto tam na górze na to wpadł ale jest to jakaś koszmarna dyskryminacja okularników. Nigdy nie mogę tego drugie wyrazu odczytać. Więc plis, plis, plis jak możesz to zrezygnuj z tego:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. :)) Miałam coś takiego - nazywał się srebrno-błękitny szerszeń i żyliśmy ze sobą pięć lat, chociaz miał być na chwilę. To były wesołe lata...a to mi się koło zapaliło, a to wpadłam w poślizg i zatrzymałam się 10 cm od kościelnego muru. I własnie się pożegnaliśmy dwa tygodnie temu, nie powiem...odczułam ulgę:)
    Ślimaka wysysającego mózg nie znałam...muszę się dokształcić:)

    OdpowiedzUsuń