sobota, 8 stycznia 2011

A u nas na wsi - zima

Hejka!

Narobiło się, aj, narobiło. Stary rok niepostrzeżenie przemknął w nowy (horoskopy dla Baranów twierdzą, że lepszy - oby), a ja wewnętrznie i duchowo zatrzymałam się w połowie grudnia i nadal dziwię się za każdym razem, gdy w dacie muszę wpisać jedynkę na końcu. Początek tegoż roku nienajlepszy dla mnie niestety. Przesilenie zimowe mnie chyba dopadło, bo snuję się jak smród za wojskiem i za co się biorę, to zaraz rzucam z poczucia bezsilności. Prawiemąż mówi, że mam się, kurna, ogarnąć. No to próbuję się, kurna, ogarniać.

Z racji faktu, iż ''uroczy i życzliwy'' szef mężczyzny mojego życia zniweczył nam tzw. długi weekend i tenże mężczyzna musiał iść do pracy nie tylko w piątek ale i dziś, nie pojechaliśmy do Poznania. Fakt ten zaowocował:

- nie pójściem moim do kosmetyczki (a brwi mam już jak diaboł),

- nie pójściem moim do lekarza po skierowanie do neurologa (a trzeba),

- nie wywleczeniem wspólnym nowego nabytku do weterynarza (ku ogromnej uciesze nabytku, ale o tym za chwilę),

- nie pójściem moim do Starej Rzeźni na targ staroci (czekanym od października),

- nie pomożeniem moim Rodzicom w trudnym wyborze nowej pralki (przypuszczam, iż brak mojej światłej rady i życiowego doświadczenia w tej kwestii może zakończyć się tragedią)

i kilkoma innymi nie.

Spowodował jednakże równocześnie szybki wypad do Czech w czwartek (tak, w ten czwartek, w który zamierzałam leniwie pławić się w domu) i załapanie ostatniego oddechu zimy. To jedyny póki co pozytywny aspekt wegetowania w Żarowie w weekend, bo po wczorajszo-dzisiejszej odwilży zaczęło być widać lekko przechodzoną, przydechłą trawkę, upstrzoną gdzieniegdzie psimi kupami :/ Ja wiem, że macie dosyć sielskich, śnieżnych widoków, ale nie po to latałam po mrozie, żeby ich nie pokazać ;)


Tak więc zima u nas, na wsi, wygląda(ła w czwartek) mniej więcej tak:



Kaplica na cmentarzu w Żarowie




Zaśnieżony las z okna jadącego samochodu




Droga z perspektywy pasażera - również w ruchu




Przed zakrętem na Nowy Julianów (uwielbiam takie ogrodzenia)




Stok przy Leśnym Źródle




Kaplica cerkiewna - Sokołowsko




Okolice przejścia granicznego w Golińsku



Pięknie było, a w Czechach ulubiony sklepik u Josefa i przepyszne słodkie truskawkowe wino (dla Mi) i czerwony absynt (dla PrawieMęża) - a wszystko w śmiesznie niskich cenach :)

Na koniec nowy nabytek w towarzystwie PrawieMęża, ale o nim (nabytku) w następnym poście :)



Do zobaczenia!

7 komentarzy:

  1. Piękne widoki ;) a nabytek mrrrr

    OdpowiedzUsuń
  2. piekne sa te śnieżne widoki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tam, marudzisz;))) Brwi można samemu wyskubać, lekarz nie zając, Nabytek jeszcze zdąży się napatrzeć na wetów, starocie jak to starocie, jak trochę poczekają to będą jeszcze starsze a o to chyba chodzi, pralkę rodzice na pewno wybrali odpowiednią, w końcu od czego są sprzedawcy;)))) No i chyba wino powinno wszystko zrekompensować;) A szczurka zrobię tylko mi weny zupełnie brak. Nawet sobie zwierza narysowałam ale jakoś melodii nie mam żeby schemat szydełkowy opracować. Ale na pewno kiedyś będzie;) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale zawsze coś się dzieje ... Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  5. Ładna zima u Ciebie, ale ja już jej nie chcę, buuu. Nabytek interesujący:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. oj, to my sąsiadki jesteśmy :) Nie wiedziałam nawet :) Pozdrowienia zza miedzy! Tak sobie myślę może jakąś lokalną gildię blogujących z centralą w Świdnicy zrobimy? Można by przy kawie pogderać :)

    OdpowiedzUsuń